Biografia
Kompozycje
Recenzje
Płyty
Mp3
video
Foto-Album
Kontakt




Laureaci bik-u za 1997 rok. Piotr Salaber a "Lokomotywa"
Bydgoski Informator Kulturalny, luty 1998r.


- "Oto przed Wami nasza LOKOMOTYWA. Śnij się więc, bajeczko, śnij..." -napisałeś w dołączonej do łyty "Lokomotywa i inne piosenki dla dzieci" książeczce. Piotrze, skąd wziął się pomysł tej płyty?

- Pomysł tego wydawnictwa pojawił się po premierze w bydgoskim Teatrze Polskim spektaklu "Stoi na stacji...", w którym pojawiły się rapowana "Lokomotywa" oraz "Pan Tralaliński" i "Ptasie Radio". Dwie osoby, reprezentujące dwa różne wydawnictwa, zwróciły się do mnie z propozycją wydania tej muzyki. Dalsze rozmowy podjąłem z firmą "BURMEDIA" Leszka Czerwińskiego. W trakcie rozmów doszedłem do wniosku, że tak naprawdę nie chciałbym, aby to było przeniesienie muzyki ze spektaklu do słów różnych autorów, ale aby rzecz była "autorsko monograficzna". Prawie się to udało, ponieważ wybraliśmy kilkanaście utworów Juliana Tuwima i tylko jeden tekst Mariusza Trzaski - "Bajkowe tęsknoty", będący jakby podsumowaniem całości i mówiący o tym, dlaczego czasem dorosły człowiek pisze utwory dla dzieci...

- Czyli jest to piosenka o Tobie?

- Tak, naprawdę chyba właśnie tak. Ten tekst dostałem od Mariusza dużo wcześniej... i jest to utwór nieco sentymentalny... Pozostałe utwory, poza "Kotkiem", który również jest swego rodzaju lirycznym utworem, są wesołe i oparte całkowicie na instrumentach orkiestry symfonicznej. Nagrywaliśmy całość z Orkiestrą Johanna Straussa, założoną przez Marka Czekałę, a działająca przy Towarzystwie Polsko-Austriackim w Bydgoszczy, z którą zresztą współpracuję od początku jej powstania.

- Jak długo pracowałeś nad muzyką?

- Pisałem całe wakacje, wysłałem rodzinę za miasto i starałem się rzetelnie pracować. Mówię "starałem się", ponieważ praca była podwójnie utrudniona. Kamienicę, w której mieszkam, właśnie remontowano, więc o siódmej rano na rusztowaniach pojawiali się robotnicy z nieodłącznym i zawsze głośno włączonym radiem, natomiast od południa aż do północy z kawiarenki na dole (mieszkam przy Starym Rynku) dobiegała muzyczka disco...

Z Adą Biedrzyńską- Nie przesadzaj, zawsze można włożyć słuchawki, wybić ściany płytkami dźwiękoszczelnymi, kupić stopery i jeszcze wstawić pancerne i również dźwiękoszczelne szyby w okna...

- Tak, dobrze ci żartować! Próbowałem zakładać słuchawki, pomagały niewiele, zwłaszcza na muzyczkę z parteru, czyli z kawiarenki. Rozumiem, że miasto musi mieć jakieś życie kulturalne i wcale nie chodzi mi o to, aby na Starym Rynku było cicho tylko dlatego, że ja tam pracuję. Ale tak, jak wszystkim nam zależy, aby na ulicach zamiast dzieł sztuki - dobranych rzeźb czy choćby pięknych plakatów - nie pojawiły się bohomazy, tak chyba ktoś powinien zwrócić uwagę na to, jaką muzyką jesteśmy katowani przez kilkanaście godzin na dobę. I to w centrum miasta. Przecież chyba coś dałoby się zrobić tak z głośnością, jak i z jakością tej muzyki... Ale wracając do płyty. Powstała więc w dość trudnych warunkach, a muzyka była pisana od razu na całą orkiestrę, nie bawiąc się w pisanie wersji fortepianowych, instrumentowanie tego itd...

- To nie zawsze tak właśnie się komponuje?

- Nie, nie zawsze. Dzięki temu mogę odpowiadać za każdą nutę. Jeśli komuś coś w tej płycie nie będzie się podobało, może mieć pretensje wyłącznie do mnie, ponieważ nie wspomagałem się tutaj niczyją pomocą jeśli chodzi np. o instrumentację. Bardzo wiele zawdzięczam samej Orkiestrze. To była ciężka praca, ponieważ nagrywaliśmy nie posługując się techniką nakładania poszczególnych partii. Nakładaliśmy tylko wokale, wszystkie partie instrumentalne były grane w całości. Czyli - jeżeli ktokolwiek się pomylił, cały odcinek nagrania musiał zostać powtórzony... Taki reżim narzuciliśmy sobie głównie dlatego, że dawało nam to duże możliwości uszlachetniania dźwięku jako całości. Nagrywanie poszczególnych śladów z osobna prawdopodobnie doprowadziłoby do tego, że uciekłaby gdzieś atmosfera, klimat, żart, zabawa. Jest bowiem wiele dowcipów muzycznych, takich, które funkcjonują tylko wtedy jeśli np. trąbka zagra z tłumikiem udając kaczkę, odpowie jej puzon posługując się innym rodzajem tłumika czy skrzypce będą naśladować miauczenie kota. Podczas koncertu dzieje się tak, że w jakimś momencie jeden z muzyków spojrzy na drugiego, natychmiast zareaguje na taki czy inny muzyczny dowcip i w ten sposób rodzi się niepowtarzalna atmosfera, coś, po czego usłyszenie także przychodzimy na koncert.
Chcieliśmy, aby ta atmosfera była słyszana również na płycie, aby nagranie było prawdziwe, nie tylko sterylne. Zwłaszcza, że jest to płyta dla dzieci, a dla nich inaczej po prostu nie wolno, trzeba prawdziwie...

Podczas nagrywania Lokomotywy- I chcesz mi powiedzieć, że osobiście przepisywałeś nuty dla każdego muzyka?

- Na szczęście nie. Tak na prawdę to zginąłbym w tym wszystkim, gdyby nie Marek Czekała, który mi to wszystko przepisywał na komputerze. Marek ma takie możliwości i to świetnie robi. Dobrze, że mamy już czasy, gdy wystarczy wprowadzić partyturę do komputera, a później ta mądra maszyna potrafi wydrukować każdy instrument osobno. Ostatnie dwa tygodnie przed nagraniem obaj pracowaliśmy równie ciężko. Kiedy tylko skończyłem jakiś fragment, natychmiast zawoziłem go do Marka i on siedział nad komputerem. Na dzień przed nagraniem mieliśmy komplet nut.

- Gdzie nagrywaliście?

- W nowym studiu Radia PiK, realizatorem nagrania był Mirosław Worobiej. Samo nagranie trwało bardzo krótko, orkiestra nagrywała zaledwie osiemnaście godzin (ale nie bez przerwy, tylko przez trzy dni). Oczywiście, bardziej czasochłonne okazało się nagrywanie wokali, co było m.in. związane z pomysłami interpretacyjnymi, które pojawiały się w trakcie nagrania i które trzeba było albo eliminować, nie wpadając w samouwielbienie jacy to my jesteśmy genialnie wesolutcy, ha, ha, albo zostawić mając duszę na ramieniu, jak przyjmą to dzieci i czy nasze decyzje okażą się właściwe.
Na sam koniec zostawiliśmy nagranie "Lokomotywy". W rolę "ciuchci" wcielił się nasz producent, Leszek Czerwiński, na którym w tym momencie odegraliśmy wszystkie stresy, których on nam przysporzył siedząc za szybą i mówiąc co jakiś czas "hmmm, proszę powtórzyć, bo jako producent chciałem powiedzieć, że mi się to nie podoba". No, to pierwsze ciuchciowe "hu, huuu" nagrywał - chi, chii! - równe czterdzieści minut, cały czas mówiliśmy mu, że mógłby to lepiej zinterpretować i włożyć więcej uczucia...
Ale o Leszku trzeba powiedzieć coś jeszcze. Otóż jesteśmy mu wdzięczni za oprawę graficzną płyty, jest to pięknie wydana książeczka, kolorowa, z tekstami, czytelna itd. Ale bardzo ścinaliśmy się z panem producentem odnośnie umieszczonego na okładce słonia. Otóż Leszek twierdził, że słoń ma mieć trąbę na dół, my byliśmy zdania, że do góry. Zostało, jak chciał Leszek, do dzisiaj nie możemy tego przeboleć...

- Walory nagrania. Pochwal się trochę.

- Myślę, że walorem tego materiału jest także udział wykonawców. Mam na myśli Adę Biedrzyńską, która zgodziła się wziąć udział w tych nagraniach W jej wykonaniu możemy usłyszeć właśnie "Kotka", razem śpiewamy "Bajkowe tęsknoty", a poza tym Ada mówi również trzy teksty i robi to przezabawnie. Bardzo podobała jej się ta praca, ponieważ Ada ma córeczkę w takim wieku, że pracując myślała o niej właśnie.

(...)

Podczas nagrywania Lokomotywy. Od prawej: Czesław Lasota, Leszek Czerwiński, Piotr Salaber- Na koncertach w filharmonii było fantastycznie, dwa komplety publiczności na tysięcznej sali, absolutny aplauz...

- Tak, rzeczywiście dzieci było sporo, ale duża w tym zasługa organizacji widowni w Filharmonii Pomorskiej. A że miło przyjęły "Lokomotywę"? To cieszy, to bardzo cieszy nas wszystkich. Chciałbym dodać, że podczas koncertu pojawiła się również Jagna Jędrzyńska, którą niedawno mieliśmy okazję słyszeć w "Nieszporach Ludźmierskich". A jeśli o koncertach mowa, to chciałbym serdecznie podziękować Kini Woźniak za pomoc w realizacji pierwszego koncertu "Lokomotywy", który odbył się 13 maja na Rybim Rynku; gdyby nie Kinia nie wiem, jakby to było...

- Płyta jest do kupienia, kaseta także. Dziękujemy w imieniu wszystkich dzieci, prosimy o jeszcze... Idź odpocząć.

- Bardzo śmieszne. Za dwie godziny wyjeżdżam do Warszawy, od wielu dni nie spałem więcej niż trzy godziny na dobę. Ale kiedyś odpocznę, na pewno, więc dziękuję za dobre słowo.

Wywiad nie był autoryzowany.
Ze względu na brak miejsca w BIK-u rozmowę
z P. Salaberem znacznie skróciłam, za co tak
mojego Rozmówcę jak Czytelników przepraszam.


Rozmawiała: Małgorzata Szułczyńska

Początek strony


Wszelkie prawa zastrzeżone- copyright Piotr Salaber