Biografia
Kompozycje
Recenzje
Płyty
Mp3
video
Foto-Album
Kontakt




Szampańskie zatyczki- "Mój pierwszy samochód".
Gazeta Wyborcza, 07.12.2000r.


Nie mogę powiedzieć, że mój pierwszy samochód był stary, ponieważ był o 3 lata młodszy ode mnie, miał wtedy 22 lata. Był to wartburg, ale nie "mydelniczka" tylko nowa linia- swój pierwszy samochód wspomina Piotr Salaber, kierownik muzyczny Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

Wyróżniał się tym, że dźwignia zmiany biegów znajdowała się przy kierownicy. Pewną jej wadą był fakt, że często zostawała w ręce kierowcy podczas kolejnej zmiany przełożenia. Pojazd ten nie był wyposażony fabrycznie w pasy bezpieczeństwa, a więc zgodnie z przepisami można było jeździć policjantom przed nosem bez zapiętych pasów. Inną cechą tego wspaniałego pojazdu była wszechogarniająca go korozja, zamalowywana pieczołowicie przez kolejnych właścicieli. Farba nie pomagała jednak na wszystko, czego dowodem był fakt, że podczas jednego z rajdów ulicą Wojska Polskiego na Wyżynach z zawrotną prędkością 55 km/godz., musiałem zatrzymać się ze względu na nasilające się trudności z utrzymaniem kierownicy. Bliższe oględziny wykazały, że każde z przednich kół skierowane było w inną stronę (rozbieżnie), a mój biedny pojazd po prostu się złamał. Po dłuższych poszukiwaniach udało mi się znaleźć fachowca, który odważył się go zholować i poskładać z powrotem. Większość napraw dokonywał jednak pan Tobolski. Mniej więcej dwa razy w tygodniu mój wartburg był holowany do jego warsztatu, a mechanik spokojnie przyjmował go do naprawy. Ja jechałem do domu i za każdym razem w przeciągu pół godziny dzwonił telefon: "Jezus Maria, panie! Przyjedź pan to zobaczyć, bo nie wiem, co z tym zrobić!". Wartburg jednak dawał się reanimować i wracał na drogę. Najwięcej kłopotów sprawiał mi zimą, ale wtedy przynajmniej mogłem wykazać się własną inwencją w usuwaniu usterek. I tak np. w czasie mrozu otwierałem go za pomocą farelki podłączonej do prądu przez okno. Kiedy zaczęła przeciekać nagrzewnica, a ja nie miałem pieniędzy na naprawę, postanowiłem usunąć ten zbędny element mojego pojazdu. Ponieważ nie było mowy o ruszeniu którejkolwiek ze śrub, z pomocą piły i ówczesnej towarzyszki życia wypiłowałem nagrzewnicę spod maski. Pozostałe po zabiegu rury (od pralki frania), zatkałem korkami od szampana, żeby uszczelnić układ. Proszę sobie wyobrazić minę mojego ulubionego mechanika, kiedy otwierał maskę, a tam dyndały dwie gumowe, zakończone korkami od szampana rury. Nie miałem co prawda już wtedy ogrzewania, ale za to nareszcie woda na kawę gotowała mi się szybciej w czajniku niż w chłodnicy. Moje przywiązanie do wartburga było ogromne i nigdy bym się z nim nie rozstał, gdyby nie fakt, że wyjeżdżałem za granicę. Nikt z mieszkańców Bydgoszczy nie był na tyle szalony, aby nabyć ten drogocenny pojazd, dlatego wartburg powędrował do Inowrocławia. Niestety, po dojechaniu na miejsce, na widok potencjalnego kupca zepsuło się w nim wszystko, co jeszcze nie było do końca zepsute. Najpierw wysiadł akumulator, a kiedy udało nam się zapalić silnik "na zapych", wysiadły światła. To jednak nic, w porównaniu z miną szczęśliwego nabywcy, któremu przy usiłowaniu poprowadzenia swego przyszłego nabytku, została w ręce dźwignia zmiany biegów. Na szczęście usuwanie tej usterki miałem opanowane. Zabraliśmy po drodze narzeczoną kupca, która przerażona pytała, czy nie wypadnie na ulicę i udaliśmy się spisać umowę. Tam jednak mój wartburg absolutnie nie pozwolił się zamknąć i dopiero mój desperacki kopniak pozwolił nam pozostawić cenne auto nienarażone na ataki ze strony złodziei podczas spisywania umowy. Nabywca okazał się łagodnego serca, ponieważ z tego co mi wiadomo, nie mścił się na moim koledze, który go ze mną skontaktował. Jaka szkoda, że zaprzestano produkcji tych wspaniałych samochodów.

NOT.IBK

Początek strony


Wszelkie prawa zastrzeżone- copyright Piotr Salaber