Biografia
Kompozycje
Recenzje
Płyty
Mp3
video
Foto-Album
Kontakt




U podnóża piramid - śladami Miasta Śmierci i grobowców
Ilustrowany Kurier Polski, 18-20.02.1994r.


Kiedy po przejściu Kanału Sueskiego statek stanął w Port Suez wszystkich ogarnęło radosne podniecenie. Znajdowaliśmy się przecież tylko o kilka godzin drogi od Kairu, miejsca wiecznego spoczynku władców starożytnego Egiptu- faraonów. Niestety problemy pierwszego dnia nie wróżyły najlepiej dla naszej wyprawy. Pomimo, iż statek przybił około siódmej rano, do godziny czternastej nikt nie opuścił pokładu. Urzędnicy egipscy po kilkakroć wstrzymywali wydanie zgody na zejście na ląd aby, jak się później okazało, wymusić większą ilość "drobnych upominków" w postaci kartonów papierosów, litrów alkoholu i całego mnóstwa statkowych gadżetów. Kiedy ostatecznie sprawa została załatwiona otrzymaliśmy solenne zapewnienie, że następnego dnia wszystko przebiegać będzie bez zakłóceń. Niestety, w nocy zmienili się celnicy i rano okazało się, że wydane poprzedniego dnia dokumenty są już nieważne, co oznaczało ponowne otwarcie statkowych magazynów. Tym razem jednak nabyte poprzedniego dnia doświadczenie w pertraktacjach zaowocowało tym, iż tylko z dwugodzinnym opóźnieniem zasiedliśmy w autobusie. W tej liczącej 136 km podróży towarzyszyła mi Sara- Egipcjanka z urodzenia, posiadająca obywatelstwo brytyjskie. Jej ojciec był Brytyjczykiem, ona zaś urodziła się i wychowała w Aleksandrii i tę część Egiptu zwiedzała dopiero po raz drugi. Jej znajomość arabskiego okazała się jednak nieoceniona w dalszych perypetiach, ponieważ musieliśmy przejść jeszcze dwa punkty kontroli zanim wyjechalismy na autostradę otoczoną po obu stronach niezmierzonymi piaskami. Po dwóch godzinach jazdy w tym egzotycznym, acz nieco monotonnym krajobrazie, zaczęły pojawiać się pierwsze , wyrastające wprost z piasku zabudowania i wjechaliśmy do Kairu, który po przekroczeniu mostu na Nilu niezauważalnie łączy się z Gizą.

Budynki mieszkalne budowane są tutaj na zasadzie "doklejania" kolejnych elementów we wszelkich możliwych miejscach, byle tylko powiększyć skromną powierzchnię mieszkalną. Część zabudowań nosi wyraźne ślady ostatniego trzęsienia ziemi. Upiorne wrażenie sprawia Miasto Śmierci- rozległy cmentarz, gdzie w stosunkowo obszernych grobowcach zamieszkują całe rodziny, spędzając życie tuż ponad szczątkami swoich bliskich.

Serce zaczęło mi bić żywiej, kiedy na horyzoncie pojawiły się wierzchołki piramid. Egipcjanin, z którym rozmawiałem dzień wcześniej, powiedział mi: "Na pewno wyobrażasz sobie, że piramidy są wielkie, ale one są olbrzymie!"- i rzeczywiście. Kiedy autobus zatrzymał się przed piramidą Cheopsa, zaliczaną niegdyś do siedmiu cudów świata, wyobraźnią cofnąłem się 4,5 tys. lat wstecz, gdy blisko 100 tys. niewolników przez dziesięć lat budowało nieśmiertelny pomnik swojemu władcy. W oddali widniały dwie kolejne piramidy- Chefrena, z częściowo jeszcze zachowanym pokryciem wapiennym na wierzchołku, oraz najmniejsza- Mykerinosa. Po drugiej stronie drogi, którą przybyliśmy, wybudowano pałac Hosni Mubaraka- prezydenta Egiptu.

Niewątpliwą atrakcją średniej piramidy była możliwość zwiedzenia jednej z komór w jej wnętrzu, zawierającej pusty marmurowy sarkofag. Wejście umiejscowione było ok. 20 metrów od samej budowli i prowadziło na przemian w górę i w dół korytarzem, który miejscami przybierał rozmiary metr na metr. Biorąc pod uwagę nieustanny ruch turystów, jeden za drugim w obie strony- po prostu koszmar. W miarę zbliżania się do celu powietrze stawało się coraz gęstrze a temperatura rosła. Sam grobowiec to po prostu marmurowa bryła z odkrytym wiekiem i puste ściany komory wydrążonej w litej skale. Droga powrotna była równie zatłoczona i powolna, więc z ulgą powitałem promienie słońca po opuszczeniu tyłem i prawie na czworaka mrocznego korytarza. Ale miałem to za sobą- byłem we wnętrzu piramidy!

Trzeci postój- u stóp grobowca Mykerinosa- miał na celu głównie przejażdżkę wielbłądem oraz zrobienie zdjęć z miejsca, z którego roztacza się widok na wszystkie trzy piramidy w Dolinie Królów. Właściciel wielbłąda którego dosiadłem, około dziesięcioletni chłopiec, okazał się być dzieckiem nad wiek przedsiębiorczym. W ciągu kilku minut wywiózł mnie poza zasięg mojego głosu i za wydmą piaskową, w otoczeniu współziomków, zażądał czterokrotnej zapłaty. Na szczęście ostry ton i przywołanie imienia naszego przewodnika, w połączeniu z serią przekleństw we wszystkich dostępnych mi językach świata, podziałało na niego na tyle, że co prawda niechętnie, ale odwiózł mnie na miejsce i przyjął ustaloną wcześniej zapłatę.

Krótko przed odjazdem, spośród chmary handlarzy z których oferty nie miałem zamiaru skorzystać, wyłonił się jeden, ofiarowując mi naszyjnik z malachitu.Byłem mile zaskoczony tym prezentem, aż do momentu, kiedy to dobroczyńca kategorycznie zażądał jakiegoś podarunku w zamian, najlepiej gdyby to były "american dolars", jak to określił. Zdecydowałem się jednak na wymianę podarunków, zyskując w ten sposób oryginalny prezent dla żony.

Ponaglani już bardzo przez przewodnika ponownie wsiedliśmy do autobusu, by po przejechaniu kilkuset metrów zatrzymać się u podnóża Sfinksa- strażnika spokoju dawnych władców Egiptu. Pomimo wyraźnych ubytków, spowodowanych erozją i upływem czasu oraz braku nosa Sfinksa, usuniętego i wywiezionego z Egiptu przez Napoleona, który chciał w ten sposób upokorzyć potomków faraonów, widok jest rzeczywiście imponujący. Za puszkę zmrożonej coli tubylec pokazał mi miejsce najlepsze do fotografowania. I jeszcze chwila refleksji nad odwracalnością fortuny i losem narodu, który z wiodącego miejsca w hierarchii wysoko rozwiniętych cywilizacji starożytnych, dzisiaj boryka się z podstawowymi problemami egzystencji.

W drodze powrotnej ponownie czekały nas problemy z biurokracją przy wjeździe do portu i olbrzymia ulga- znów na pokładzie, z klimatyzacją i cywilizowanymi obyczajami wokół. Przez noc przemieścimy się do Safagi, skąd czeka nas podróż przez Morze Czerwone, omijając szerokim łukiem Somalię, na Ocean Indyjski, aby po jedenastu dniach w morzu, przybić do Mombasy, w Kenii.

Piotr Salaber

Początek strony


Wszelkie prawa zastrzeżone- copyright Piotr Salaber