Biografia
Kompozycje
Recenzje
Płyty
Mp3
video
Foto-Album
Kontakt




...zachować proporcje
Ilustrowany Kurier Polski, 23.03.2001r.


- Twoja stała współpraca z teatrem rozpoczęła się w sezonie artystycznym 1994/1995, kiedy objąłeś stanowisko kierownika muzycznego bydgoskiego teatru, za dyrekcji Wiesława Górskiego. Jako kompozytor muzyki teatralnej zadebiutowałeś w przedstawieniu "Pożądanie schwytane za ogon" Picaasa. Czy doświadczenia wcześniejsze przydały się, gdy po raz pierwszy zmierzyłeś się z muzyką teatralną?

- Muzyka do utworu Picassa była rzeczywiście pierwszą moją kompozycją, zrealizowaną od początku do końca, w profesjonalnym teatrze. Chociaż wcześniej pracowałem nad spektaklem "Boogie-woogie", w reżyserii Zbigniewa Wróbla, do którego muzykę pisałem razem ze Zbigniewem Bagińskim, obecnym szefem Związku Kompozytorów Polskich. Ale to przedstawienie w wyniku różnych perturbacji nie ujrzało światła dziennego. Ważnymi - w artystycznych skutkach - doświadczeniami były moje recitale, które śpiewałem jako laureat Festiwalu piosenki Studenckiej w Krakowie z roku 1985 i uczestnik festiwalu opolskiego w roku 1986. Miały one już wówczas formę parateatralną. W recitalu "Nie kochaj ty mała artysty", do tekstów Mariusza Trzaski, pokazywanym m. in. w Kawiarni Literackiej Towarzystwa Przyjaciół Sztuki - niestety teraz mieści się tam pralnia chemiczna - bardzo ważne było światło, element scenografii w postaci łóżka, udział aktorki ze słowem mówionym. W pracy reżyserskiej nad tym przedsięwzięciem pomagał mi wtedy Wiesław Rudzki...

- ...z którym później spotkałeś się w teatrze przy realizacji "Wagonu z miejscami do leżenia" Krzysztofa Nowickiego. Napisałeś kilka pięknych pieśni do poetyckich tekstów autora "Bez tytułu".

- Tak, to prawda. Ale przez cały ten czas miałem do czynienia z aranżowaniem, instrumentacją i z najrozmaitszymi opracowaniami muzycznymi. Do końca lat 80. żyłem ze śpiewania przy fortepianie i pisałem dla siebie piosenki. Zdobywanie umiejętności wokalnych, warsztaty piosenkarskie, gdzie miałem możliwość współpracy z najlepszymi specjalistami z zakresu dykcji i emisji głosu, to bardzo ważne doświadczenia, procentujące w pracy teatralnej do dzisiaj.

- Wiem, że współpracowałeś również z Zenonem Laskowikiem.

- Tak, to był epizod, ale bardzo istotny. Spotkaliśmy się przy okazji powstawania programu "Leżajsk'86", razem z Adą Biedrzyńską, Zbigniewem Zamachowskim, Krzysztofem Ibiszem, Cezarym Pazurą.

- Czy według ciebie istnieje taki oddzielny gatunek, który nazywa się "muzyką teatralną"?

- Myślę, że tak. Ktoś nawet powiedział, że jest to muzyka bez formy i coś pewnie z istoty tego zjawiska jest w tym sformułowaniu. Zresztą problem formalny towarzyszy nie tylko muzyce teatralnej, ale i bardzo jej bliskiej, muzyce filmowej. Natomiast nawet ze ściśle technicznego punku widzenia muzyka, która w teatrze i filmie pełni funkcję ilustracyjną i stanowi zaledwie jeden z elementów spektaklu czy filmu, bardzo często pozbawiona jest - jednego chyba z głównych czynników w muzyce autonomicznej - czyli pierwiastka formalnego. Fragmenty muzyczne, które gdzieś się pojawiają to znów znikają, z czegoś wypływają - czasami z ciszy, nie stanowią zamkniętych w obrębie siebie utworów, nie podlegają regułom konstrukcji form muzycznych. Myślę, że to w pewnym sensie ułatwia pracę kompozytora, ale z drugiej strony uniemożliwia pewne zagęszczenie faktury, środków, które mogłyby odwracać uwagę widza od tego, co dzieje się na scenie. Czyli muzyka teatralna jako osobny gatunek na pewno istnieje. Mimo że ja w tym co komponuję dla teatru operuję właściwie bardzo różnym aparatem wykonawczym: od solowych instrumentów po brzmienia czysto elektroniczne. Ale akurat najbardziej lubię brzmienia łączone oraz rozwiązywanie problemów funkcjonowania przestrzeni w dźwięku. Lubię łączyć brzmienie elektroniczne z dźwiękami instrumentów klasycznych. Ale zdarzało mi się już nagrywać muzykę dla teatru z całą orkiestrą.

- A zatem, gdybyś w jednym zdaniu miał skreślić, co to jest ta "muzyka teatralna"?

- To muzyka, która podąża za całą energetyką scenicznego dzieła.

- Ostatnio można cię zobaczyć w TV Polsat, w programie Mariusza Szczygła "Na każdy temat", w dość niekonwencjonalnej roli, nie tylko jako muzyka.

- Traktuję tę pracę bardzo poważnie, zresztą jak wszystko co robię. Sam piszę do tego programu muzykę i nawet jeśli niektóre tematy zaczerpnięte są z muzyki amerykańskiej, to sam je opracowuję na orkiestrę, która powstała specjalnie na potrzeby telewizyjne i nazywa się "Salaber Band". Rzeczywiście jest to praca dość nietypowa i czasowo ogromnie obciążająca. Jeden odcinek talk-show powstaje cały dzień i na planie trzeba być w nieustannej gotowości. Pracujemy z żywymi ludźmi, którzy bardzo różnie reagują. To nie jest od początku do końca gotowy scenariusz filmowy. Staram się jednak dbać w mojej pracy o zachowanie odpowiednich proporcji. Wracam wtedy do rzeczy bardziej poważnych. Niedawno prof. Jan Bratkowski poprosił mnie o poprowadzenie wykładu w łódzkiej "Filmówce". Postanowił pod koniec zajęć ze studentami reżyserii pokazać dyplomantom pracę aktora, innego reżysera niż on, scenografa i kompozytora. (...)

Rozmawiał: Wiesław Kowalski

Początek strony


Wszelkie prawa zastrzeżone- copyright Piotr Salaber